Wiadomo, że w życiu nigdy niczego pewnym być nie można. Nigdy nie wiemy jaka nasza umiejętność okaże się nam pomocna, które nasze pasje będą dla nas wsparciem, które staną się sposobem na życie. Pani Iza Matecka umiejętnie połączyła swoje zamiłowania co dało jej możliwość wspierania potrzebujących pomocy zwierząt – a konkretnie pięknych i inteligentnych psów rasy amstaff.
Jak to się zaczęło, kiedy poczułaś, że prace ręczne sprawiają Ci radość i satysfakcję?
Paluszki „swędziały” mnie od zawsze. Zaczęło się w szkole podstawowej, były to czasy, kiedy uczono na lekcji ZPT (zajęć praktyczno technicznych) niemalże wszystkiego. Od gotowania zaczynając, kończąc na typowo męskich projektach.
Jaka technika była tą pierwszą od której zaczynałaś przygodę z rękodziełem?
Na zajęciach ZPT nauczyłam się szydełkować i wpadłam, jak śliwka w przysłowiowy kompot. Dziergałam w każdej wolnej chwili, dziergałam prezenty, bo w tamtych czasach nie było łatwo o zdobycie takowego, dziergałam małe głupstwa, żeby tylko zająć czymś dziecięce dłonie.
Jednak z tego „wyrosłam”, bo przecież nastolatki mają inne sprawy na głowie. Wróciłam do szydełka 3 lata temu. Wtedy również pokochałam tworzenie biżuterii. Były to najczęściej nieskomplikowane „dzieła”, typu bransoletki z kulek kamieni i ceramiki, proste kolczyki i bransoletki makramowe.
Później wpadło mi w dłoń szydełko i malusieńkie koraliki – wtedy jeszcze „krzywulce” :). Zaczęłam dziergać bransoletki. Po czym stwierdziłam, że bransoletkę dzierga się zbyt krótko, zakupiłam więc pierwsze koraliki TOHO i wzięłam się za naszyjniki. Tak właśnie zrodziła się moja miłość do beadingu.
Iza wiem, ze koraliki igły i szydełko to nie jedyna twoja pasja….
Tak to nie jedyna moja miłość. Od dziecka kocham również zwierzęta, a szczególnie psy. Zawsze marzyłam o psie ze schroniska, 5 lat temu zamieszkała z nami Zara – sunia mieszaniec z warszawskiego „Palucha”. Trzy lata później postanowiłam dać dom tymczasowy zagłodzonemu amstaffowi, który oczywiście został ze mną na zawsze…i tak się rozpoczął kolejny rozdział w moim życiu :).
Jeszcze 5 lat temu nie powiedziałabym, że cokolwiek będę miała wspólnego z amstafami, tym bardziej, że te wspaniałe psy miały przyklejoną łatkę „psa mordercy”. Oczywiście ten mit nadal żyje i jest bardzo krzywdzący dla tych psów. Jest to niesamowicie proludzka i inteligentna rasa, jednakże wymagająca konsekwentnego prowadzenia. Rasa, która znalazła szczególne miejsce w moim sercu.
We wrześniu 2014 roku poznałam grupę fantastycznych, zakręconych ludzi – wolontariuszy zajmujących się amstaffami w warszawskim schronisku. Dołączyłam do nich, jako wolontariusz, później powstała fundacja Amstaff Azyl, której jestem cząstką. Tworzymy grupę przyjaciół, mogących liczyć na siebie w każdej sytuacji.
Jako jedną z form pomocy finansowej dla naszych psiaków organizujemy bazarki ( jako wydarzenie na FB), z których cały dochód przeznaczony jest na leczenie i ratowanie kolejnych psich istnień. Na takie właśnie bazarki zaczęłam robić biżuterię, która cieszy się niemałym powodzeniem.W ten sposób obie moje pasje spotkały się w jednym miejscu.
Choć z wykształcenia jestem ceramikiem, a obecnie pracuję w korporacji w departamencie księgowości to z miłości do czworonogów rozpoczęłam również naukę na kierunku technik weterynarii. Marzę o swoim własnym domu z dala od zgiełku miasta z własnym hotelem dla zwierząt. Może…kiedyś…
Znam Izę – tą rudowłosą, mega pozytywną i ciepłą kobietkę, z uroczym uśmiechem, zawsze o wszystkich i wszystkim mówiącą dobrze. Przez całe życie miałam ogromny lęk przed psami – ale jak ujrzałam ją i jej czworonożnego pupila o mianie mordercy od razu zaczęłam go tulić :). Cieszę się że banalne kilkumilimetrowe koraliki zbliżyły dwie osoby – które pewnie w innych okolicznościach nigdy by się nie spotkały :).