Dzisiaj, wraz z Julią Gniazdowską – Yulien, która przygotowała dzisiejszy tutorial, serdecznie  zapraszamy Was do świata owadów.  Wykonamy efektowne kolczyki, wykorzystując podstawowe techniki jubilerskie.

Do dzieła!


Materiały potrzebne do wykonania kolczyków z labradorytami:

Do zrobienia kolczyków  z blachy przydadzą się jeszcze:


Sposób wykonania kolczyków z blachy  w kształcie żuków

Rozpoczynamy pracę od przygotowania poszczególnych elementów, które następnie połączymy w całość.

Pracę rozpoczęłam od wycięcia carg (blaszek okalających nasze kamienie) z blachy mosiężnej o grubości 0,3 mm. Odcięłam pasek o szerokości 2 mm. Szerokość należy dopasować do posiadanych kamieni – moje labradoryty miały ok. 4 mm wysokości, a więc dobrana szerokość cargi była odpowiednia. Przy użyciu paseczka papieru mierzymy obwody obu kamieni kamieni (fot. 2). Następnie uzyskane miary przenosimy na blachę (fot. 3). Do zmierzonej długości dodajemy długość równą podwójnej grubości blachy, czyli obwód kamienia + grubość blachy razy dwa (w naszym przypadku dodajemy 2×0,3mm=0,6mm). Warto uwzględnić także niewielki naddatek “na zapas” – lepiej później skracać blachę, niż uciąć zbyt krótki odcinek.

Dopasowujemy cargi do kamieni, owijając je wokół nich. Powinniśmy otrzymać to, co widzimy na fot. 4.

Gdy mamy dopasowane cargi do kamieni czas je zlutować (fot. 5).

Należy pamiętać, aby przed lutowaniem dokładnie odtłuścić lutowane elementy, gdyż w przeciwnym przypadku najprawdopodobniej – nawet mimo szczerych chęci – nie uda nam się uzyskać połączenia. Myjemy nasze cargi delikatnie w ciepłej wodzie z płynem do mycia naczyń, a następnie wkładamy na kilka minut do np. szklanki z gorącym roztworem kwasku cytrynowego (najzwyczajniejszego spożywczego). Po kilku minutach nasze elementy wyjmujemy z kąpieli za pomocą pęsety, osuszamy kawałkiem ręcznika papierowego i pamiętamy, aby do czasu zlutowania nie dotykać okolic połączenia palcami.

Do lutowania wykorzystałam lut do srebra “średni”. Korzystam z wygodnej formy lutu w taśmie, z której kawałeczki łatwo jest odcinać szczypcami tnącymi. Łatwo je następnie można pozycjonować w miejscu lutowania.

Obie krawędzie naszych carg (te, które będą łączone) powinny dokładnie do siebie przylegać. Jeśli tak nie jest, to należy je najpierw wyrównać pilnikiem jubilerskim. W miejsce połączenia nanosimy pędzelkiem płyn do lutowania i na styku krawędzi układamy pęsetą kilka malutkich kawałeczków lutu.  

Teraz czas na samo lutowanie. Staramy się za pomocą palnika najpierw równomiernie nagrzewać cały element i dopiero po rozgrzaniu, w końcowym momencie dłużej ogrzewać samo miejsce połączenia, aż do stopienia się lutu i uzyskaniu połączenia. 

Ze względu na to, że blacha naszej cargi jest cienka (0,3mm)  należy być uważnym, by jej nie nadtopić przez zbyt długie nagrzewanie w jednym miejscu.

Lutowanie carg do kolczyków z labradorytem
fot. 5

Po zlutowaniu wyrównujemy krawędzie carg za pomocą papieru ściernego (fot. 6). Elementy należy ułożyć “na płasko” i szlifować do czasu uzyskania równej krawędzi na całym obwodzie. 

Wyrównywanie cargi papierem ściernym
fot. 6

Teraz możemy zająć się blaszkami bazowymi naszych kolczyków.

Najpierw na papierze narysowałam sobie kształt łezki trochę większej, niż carga.  Dodałam ok. 1 mm zapasu wokół oprawki (zdj. 7). Następnie naniosłam zarys kształtu na mosiężną blachę o grubości 0,8 mm i przy użyciu piłki gesztelki wycięłam (zdj. 8). Kolejnym krokiem było wyrównanie krawędzi za pomocą pilnika jubilerskiego z dbałością o to, aby zachować symetrię obu elementów. Na fot. 9 widać, że już po wycięciu blaszek bazowych skorygowałam nieco kształt za pomocą pilnika jublilerskiego.

Teraz z blachy mosiężnej o grubości 0,8mm wycinamy dodatkowe elementy, które później wraz z cargami przylutujemy do blaszek bazowych. Dzięki tym elementom nasze kolczyki nawiążą wizualnie do sympatycznych chrząszczy, zwanych rohatyńcami jednorożcami.

Jak przy poprzednich elementach, najpierw przygotowujemy wstępny szkic na papierze samoprzylepnym (fot. 10). Naklejamy na blachę i wycinamy nasze “główki” za pomocą gesztelki (fot. 11). Nie muszą być idealne, po wycięciu będziemy mieli możliwość korekty kształtu za pomocą pilnika jubilerskiego (choć dokładne wycięcie zaoszczędzi piłowania pilnikiem). Po wycięciu zaginamy blaszki w sposób widoczny na fot. 12. 

Zwróćcie uwagę, aby “główki” zagiąć w taki sposób, by przy próbnej przymiarce przed lutowaniem wywinięty brzeg nie dochodził do cargi. Powinien pozostać odstęp pozwalający na wsunięcie po zlutowaniu w ten odstęp narzędzia, którym będziemy zakuwać kamień w cargę.  Właściwe umiejscowienie elementów jest widoczne na fot. 12.

Czas na lutowanie wszystkich elementów. W trakcie dodamy także nóżki. Pamiętajmy, aby przed każdym lutowaniem odtłuścić lutowane elementy (ciepła woda z płynem do mycia naczyń + kilkuminutowa kąpiel w naczyniu z gorącym roztworem kwasku cytrynowego).

Nieduże kawałeczki lutu twardego (po wcześniejszym pokryciu blachy płynem osłonowym do lutowania), położyłam na blaszkach bazowych w miejscu, w którym będę przylutowywać “główki” i podgrzałam tak, aby lut się roztopił (zdj. 13). Dzięki temu mam pewność, że lut znajdzie się na całej powierzchni łączenia z drugim elementem. Następnie za pomocą pęsety przyłożyłam główki w miejsce lutowania i nagrzewałam palnikiem do chwili roztopienia lutu i połączenia obu elementów. Połączone elementy – blaszki bazowe i “główki” widoczne są na fot. 14.

Zlutowane elementy włożyłam do kąpieli w gorącym roztworze kwasku cytrynowego, a tymczasem zajęłam się przygotowaniem nóżek dla owadów. Nóżki wykonałam z drutu mosiężnego o grubości 0,8 mm. Za pomocą szczypiec tnących odcięłam 6 kawałków (po 3 na każdy kolczyk) o długości ok. 2 cm (fot. 15).  Za pomocą szczypiec ukształtowałam druciki w sposób widoczny na fot. 16.

Kolejny etap, to przylutowanie nóżek do naszych baz. Do utrzymania drucików w odpowiednim położeniu posłużyły mi kawałki stalowego drutu. Możecie do tego wykorzystać dowolne posiadane metalowe elementy (druciki, spinacze, małe gwoździki itp.).

Jak za każdym razem lutowane elementy należy odtłuścić i na lutowane miejsca nanieść pędzelkiem płyn do lutowania.Przykładamy druciki we właściwych miejscach. Układamy drobne kawałeczki lutu miękkiego i podgrzewamy całość palnikiem do czasu roztopienia lutu i uzyskania połączenia (fot. 17). Należy przy tym uważać, aby nadmiernie nie koncentrować się na “punktowym” podgrzewaniu samych drucików, gdyż może to skutkować ich nadtopieniem.  

Lutowanie elementów kolczyków
fot. 17

Nasze robaczki po raz kolejny wkładamy do kąpieli z gorącym roztworem kwasku cytrynowego, aby pozbyć się z nich osadów po lutowaniu.

Po opłukaniu i osuszeniu nadszedł czas na przylutowanie carg (zdj. 17). Cargi ułożyłam w odpowiednich miejscach, pokryłam wszystko lutówką, a po wewnętrznej stronie carg umieściłam nieduże kawałeczki lutu miękkiego. Drobinki lutu powinny się stykać z cargą, oraz z bazą. Warto przypomnieć (było już o tym we wcześniejszej części) by cargi ułożyć tak, aby pomiędzy nimi, a “główkami” pozostał odstęp pozwalający na późniejsze zakucie kamienia (musi pozostać szczelina pozwalająca na wsunięcie narzędzia do zakuwania). Lutujemy! (fot. 18).

Dolutowanie carg do bazy kolczyków.
fot. 18

Powoli zbliżamy się już do szczęśliwego finału. Teraz wykonamy i przytwierdzimy kółeczka, dzięki którym będziemy mogli połączyć nasze rohatyńce z biglami.

Za pomocą szczypiec okrągłych kształtujemy małe kółeczka z drutu mosiężnego o grubości 0,8mm (zdj. 18). W miejscu, w którym będą łączyły się z naszymi kolczykami dobrze jest je lekko spiłować za pomocą płaskiego pilnika jubilerskiego. Dzięki temu uzyskamy większą powierzchnię połączenia, a tym samym kółeczka będą się pewniej trzymać kolczyków.

Cały czas pamiętamy (przypominania nigdy za wiele), aby przed każdą kolejną operacją lutowania wytrawić lutowane elementy w kąpieli z kwasku cytrynowego (musi nam to “wejść w krew”).

Na każde kółeczko naniosłam po kawałeczku lutu miękkiego (fot. 19), a następnie przylutowałam je do baz kolczyków na wysokości “główek”. Do utrzymania kółeczek w trakcie lutowania w żądanych miejscach wykorzystałam pęsetę samozaciskową (fot. 20).

A teraz chcę Wam zademonstrować modyfikację opcjonalną. Jej wykonanie nie jest konieczne, jednak  na pewno dodatkowo uatrakcyjni nasze kolczyki. Dzięki niej będą także lżejsze, co dla wielu osób będzie nie bez znaczenia.

W miejscach w blasze, które przysłonią później kamienie, wycięłam otwory. Aby to zrobić należy najpierw wykonać otworki za pomocą cienkiego wiertełka. Posłużyła mi do tego ręczna mini wiertarka, zwana furkadełkiem (fot. 21). Można też wykorzystać miniszlifierkę.

Dzięki wykonaniu otworków będziemy mogli przewlec przez nie jeden koniec brzeszczotu, przez zakręceniem go w gesztelce. Pozwoli nam to za pomocą piłki wyciąć otwory o żądanej przez nas wielkości i kształcie. Tak też robimy. Wycinamy  je tak, jak to widać na fot. 22-23. Pamiętajmy, że powinna nam pozostać wewnątrz “obręcz” blachy, na której będzie mógł się na całym obwodzie opierać kamień (nie wycinamy przy samej cardze!).  Po cięciu wyrównujemy krawędzie pilnikami jubilerskim (w tym przypadku najbardziej odpowiedni będą te, mające kształt półokrągły).

Już prawie koniec. Przy użyciu szczypiec poprawiamy długość i ukształtowanie nóżek w obu kolczykach (jeśli jest to konieczne). Być może będą wymagały delikatnego przycięcia i wyrównania. Jeśli przez nagrzewanie w trakcie lutowania drut, z których wykonane zostały nóżki stały się za miękkie (zbyt łatwo je np wgiąć), to możemy je nieco usztywnić dzięki delikatnemu młotkowaniu. W tym celu poklepujemy delikatnie młotkiem nasze nóżki na kowadełku. Należy uważać, aby nie trafić młotkiem w bazę, lub cargę (fot. 24). Następnie końcówki nóżek staramy się ładnie zaokrąglić pilnikiem jubilerskim (może być płaski, lub płaska strona półokrągłego) tak, aby nie było ostrych krawędzi. 

Aby bardziej podkreślić przestrzenność robaczka i nadać kolczykom nieco antyczny wygląd zdecydowałam się na użycie oksydy na zimno do srebra (pomimo swojej nazwy, jest odpowiednia także do miedzi i mosiądzu).

Pamiętajmy, aby przed tą operacją dokładnie odtłuścić i oczyścić bazy z nalotów po lutowaniu (znowu kąpiel w kwasku cytrynowym). W innym przypadku w miejscach, które nie zostały odtłuszczone oksyda nie zadziała.  Oksydujemy (dotyczy tylko oksyd “na zimno”) poprzez naniesienie preparatu za pomocą pędzelka (fot. 25). Po kilku minutach spłukujemy dokładnie pod bieżącą, ciepłą wodą. Na koniec możemy za pomocą drobnoziarnistego papieru ściernego (np. o gradacji 2500) wykonać miejscowe “przetarcia”, co uatrakcyjni wygląd naszej biżuterii (fot, 26). 

Oczywiście oksydowanie nie jest konieczne. Jest to jedynie dodatkowa opcja, jeśli komuś biżuteria z tym efektem będzie bardziej odpowiadała.

Już prawie możemy się cieszyć nowymi kolczykami. Pozostało jedynie osadzenie kamieni. W moim przypadku są to kaboszony labradorytu.

Wkładamy kaboszony w  przeznaczone dla nich miejsca. Zakuwanie polega na dociśnięciu brzegów carg do kamieni. Możemy do tego wykorzystać każde metalowe narzędzie, o ile jest wypolerowane na gładko, aby w trakcie doginania brzegów cargi nie porysowały jej i nie porobiły żadnych “odgniotków”. Poręcznym narzędziem jest np. gładzik do zakuwania carg.

Brzegi cargi doginamy starając się to robić na całym obwodzie, stopniowo przesuwając wybranym narzędziem wokół i dociskając brzeg coraz mocniej. Nie doginamy cargi od razu punktowo do samego kamienia, gdyż wówczas  najprawdopodobniej carga źle się ułoży i mogą powstać zagięcia. W wąskiej szczelinie pomiędzy cargą, a główką, do dogięcia cargi wykorzystałam drugi koniec pęsety, który był na tyle płaski, że udało się go wsunąć w szczelinę. Narzędzia, które wykorzystałam do dogięcia cargi widoczne są na fot. 27. Na zakończenie miejscowo wypolerowałam kolczyki za pomocą miniszlifierki z zamontowaną filcową końcówką i białą pastą polerską DIALUX, służącą do finalnego wykończenia (fot. 28).  

Rohatyńce gotowe!

Życzę owocnego tworzenia!

Julia Gniazdowska/Yulien