Dzień Wszystkich Mam już jutro, a więc zajmiemy się stworzeniem srebrnej (i nie takiej zwyczajnej 🙂 ) celebrytki, która może stać się doskonałym prezentem.

Jednocześnie w tym przewodniku będzie również mowa o czymś, co na pozór wydaje się super banalne. Niestety sama ilekroć zabieram się za tę formę tworzenia z wykorzystaniem drucików, to coś przypalę. 😉 Wystarczy się zamyślić lub „zboczyć z toru” palnikiem albo nie zauważyć, że od 2 sekund grzeje się w jeden punkt i po sprawie.

Zaczniemy od tego, co może Wam się przydać do wykonania podobnej pracy jak moja serduszkowa zawieszka.

 

Narzędzia do pracy:

brzeszczoty i gesztelka (ramka brzeszczotowa)

– wiertła

pilniki

– gładzik (opcjonalnie)

– papier ścierny/ szlifierka

nożyce do ucinania drucików

szczypce do kształtowania drucików

– palnik z całym oporządzeniem typu: lut miękki, lutówka, płytka do lutowania oraz pęsety do pracy z przedmiotem podczas lutowania

– roztwór do wykwaszania w naczyniu żaroodpornym (u mnie podgrzany roztwór kwasku cytrynowego z wodą 1 łyżeczka na 1 szkl. wody)

– szczotka mosiężna do kracowania  (oczyszczania z osadów po lutowaniu)

– gumki ścierne

– dyski Habras

oksyda do czernienia srebra

– włóknina ścierna

 

Materiały do pracy:

– blacha ze srebra próby 925 (u mnie grubość 0,8 mm)

– drucik srebrny (pr. 925 lub pr. 999 – druga opcja może sprawdzić się lepiej)

– ogniwka (srebro 925)

– łańcuszek z zapięciem (srebro 925)

W związku z niegasnącą modą na tzw. celebrytki, czyli malusie ozdoby zawieszone na drobnych łańcuszkach, uznałam, że też wykonam taki symboliczną zawieszkę, zwłaszcza, że mamy dziś dzień mamy. A co można podarować swojej kochanej Mamie, jak nie serduszko? 🙂 Tak więc moja celebrytka jest wyjątkowa – bo jest ozdobiona, wykonana przeze mnie, a dodatkowo trafi do rąk mojej Mamy.  <3

Dość prywaty! Czas na obowiązki 🙂

 

1. Przygotowanie bazy.

Zaczynamy oczywiście od naklejenia bądź narysowania kształtu serca na blasze i wycinamy go za pomocą piłki brzeszczotowej – gesztelki (fot. 1-2). Ja w tym przypadku użyłam brzeszczotu 3/0. Następnie wyrównujemy krawędzie za pomocą pilnika. Dodatkowo użyłam gładzika do fazowania krawędzi, aby nie były ostre i stały się bardziej obłe. Na tym etapie przygotowuję również otwory do późniejszego zawieszenia serca na łańcuszku (robię to za pomocą wierteł od 0,5 mm do 1,0 mm). Jeszcze tylko szlifowanie powierzchni za pomocą papieru ściernego, aby usunąć z blachy rysy oraz wyrównać powierzchnię i serce jest gotowe na etap lutowania drucików (fot. 3-8).

 


Porady dotyczące lutowania

Tutaj zaczynają się schody. Na początek trzeba wiedzieć co nieco o tym, jak nagrzewają się pewne materiały. W tym starciu zawsze przegrywają druciki. Zwłaszcza, że ja dobrałam sobie dosyć cienkie (0,5 mm). Jeśli zaczynacie przygodę z lutowaniem, to trzeba się pogodzić z tym, że przez parę pierwszych prób „zwęglicie” druciki, a blacha nawet się nie zaczerwieni. Dzięki temu jednak będziecie mogli zaobserwować pewne zasady. Ja w tym artykule podzielę się z Wami tym, co sama zaobserwowałam paląc najpierw wszystko co się da, a później robiąc to coraz rzadziej. 😉

  1. lepiej sobie przykręcić trochę tlenu na dyszy palnika jeśli to możliwe (im mniejszy dopływ powietrza, tym mniejsza temperatura grzania)
  2. unikać grzania z takiej odległości, gdzie płomień jest najgorętszy (płomień jest najgorętszy w miejscu, które opisane było w artykule: https://blog.royal-stone.pl/zrob-to-sama-prosta-zawieszka-z-metalu/)
  3. skupienie najważniejsze. Dużo pomaga ogarnianie wzrokiem całości przedmiotu podczas grzania i kontrolowanie temperatury w każdym miejscu. Bardzo łatwo jest się zapatrzeć w lut mówiąc do niego „no płyń wreszcie”, podczas gdy tuż obok drucik się zwęgla i przerywa swoją ciągłość.
  4. najpierw grzanie blachy. Naturalnie, skoro dłużej się nagrzewa, to trzeba dać jej czas. Ja wypracowałam sobie technikę, którą można nazwać „w podchody”. Grzeję trochę bardziej od spodu, nie od góry (zachowując zasadę „patrz wszędzie”) i z daleka (wokół wisiorka, a nie prosto w niego), poruszając okrężnie palnikiem. Kiedy widzę, że jakiś drucik zaczyna się czerwienić, nieco oddalam płomień i tak raz po raz. Jeśli jakiś uparciuch się cały czas czerwieni, to zasłaniam go pęsetą, aby odbierała ciepło za niego.
  5. pęseta to bardzo przydatna rzecz przy lutowaniu takich przedmiotów. Za jej pomocą nie tylko nakładam luty. Zasłaniam „zagrożone” druciki, dociskam druciki, które chcę przylutować, aby połączyły się z blachą, a czasami pomagam sobie nią, trącając lut aby szybciej się rozlał. Tyle zastosowań pęsety podczas jednego lutowania! Dobrze jest więc mieć nie tylko precyzyjną, ale i dosyć długą, aby się nie poparzyć.
  6. pamiętać o wykwaszaniu! Kiedy widzimy, że „zmęczyliśmy” przedmiot naszymi próbami lutowania, to dajmy mu odpocząć w rozwtorze kwasu. Ja zwykle korzystam z kwasu po każdym lutowaniu. Nawet gdybyśmy robili wszystko jak należy, zgodnie z zasadami, a przedmiot będzie pokryty tlenkami, to lut i tak nie popłynie.
  7. co jeśli zepsuję? Jeśli jest to projekt podobny jak mój, że oplatacie sobie fantazyjnie drucikami blaszkę i nie macie jakiegoś wyszukanego planu, to można uciąć drucik przed miejscem, w którym się przytopił i kontynuować nowym drucikiem. Byle się nie poddawać. 🙂

Te siedem zasad, to w zasadzie najważniejsze myśli, które chciałam Wam przekazać w tym temacie, bo podejrzewam, że tak samo jak mnie, sprawia Wam to najwięcej trudności.


2. Kształtowanie drutów i dokończenie pracy.

 

Wracając do Celebrytki dla Mamy, etap z drucikami rozpoczęłam od ukształtowania pierwszego zawijaska  i przylutowania go do blachy, tak aby już był nieruchomy. Może ktoś woli inaczej, ale ja nie lubię gdy wszystko mi się przesuwa tam i z powrotem. Później działam dokładnie tak samo – robię kolejne zawijasy i „zatrzymuję je” przy blaszce lutowaniem (pamiętając oczywiście o wykwaszaniu i czyszczeniu po kwaszeniu za każdym razem).

 

 

Gdy efekt powoli już widać, to spomiędzy pozawijanych drucików widać pełno jeszcze tlenków i rozlanych lutów. Moim sposobem na to jest użycie malutkiej szczotki mosiężnej na mokro, która dociera do tych zakamarków, a później wygładzanie ich za pomocą czerwonej i zielonej pasty polerskiej z użyciem dysków Habras.

Na koniec pozostało mi oksydowanie (aby uwypuklić kształt wijących się drucików) i matowanie powierzchni włókniną ścierną (bo akurat taki efekt mi się podoba) oraz zawieszenie serca na łańcuszku.

 

Jeszcze tylko ładne pudełeczko i serce może powędrować do Mamy. <3

 

 

 

Tutaj możecie zobaczyć więcej pracy wykonanych z blachy i drucików:

 

 

 

 

 

 

Pozdrawiam ciepło wszystkich zakręconych na punkcie biżuterii 🙂