Agata Szybalska prowadząca bloga Z kociołaka czarownicy ma wiele pasji i zainteresowań. W jej zdolne ręce co chwila trafia inny materiał – od metalowych kółeczek do chainmaille przez koraliki, włóczki, kamienie itp. Od niedawna Agata znalazła kolejną pasję – jest nią glina i lepienie z niej pięknych przedmiotów.
Nie da się ukryć, że tworzenie biżuterii zawładnęło moim życiem na dobre. Jednak nie jest to jedyna moja pasja. Mam ich całkiem sporo. Dziś chciałam opowiedzieć Wam o tej najnowszej.
Kiedy byłam małą dziewczynką, lubiłam, jak chyba każe dziecko, chodzić na różnego rodzaju jarmarki, odpusty i inne tego typu festyny. Jednak to nie karuzela z konikami, ani nawet łańcuchowa, budziła moje największe zainteresowanie. Ja szukałam zawsze innej „karuzeli”, a mianowicie koła garncarskiego. Mogłam godzinami stać, patrząc, jak spod palców garncarza wyłaniają się dzbanuszki, kubeczki i inne cudeńka. Ciągle taki widok ma na mnie hipnotyczne działanie. Od pewnego czasu podziwiałam z zazdrością ceramiczne cudeńka stworzone przez ręce zdolnych blogerek. Jednak, aby samodzielnie rozpocząć przygodę z ceramiką potrzeba sporych inwestycji (chodzi przede wszystkim o piec) więc rozsądek mówił: spasuj. Aż tu niedawno okazało się, że całkiem niedaleko zaczęły odbywać się warsztaty ceramiczne. Nie mogłam tego tak zostawić.
Miejsce, gdzie odbywają się te warsztaty jest bardzo klimatyczne. To Galeria Sztuki Batko w pobliskim Ochojnie. Znajduje się ona raptem kilka kilometrów na południe od Krakowa i pięć minut jazdy ode mnie z domu. Galeria mieści się w specjalnie do tego celu zaadaptowanych starych, zabytkowych pomieszczeniach gospodarskich (w ścianach nadal gdzieniegdzie tkwią uchwyty do wiązania zwierząt). W weekendy odbywają się tam różne koncerty, wernisaże, a w tygodniu – na środku stają stoły, na których… zresztą co ja będę gadać, lepiej to pokażę:
Jak widzicie mamy piękne obrazy na ścianach (ekspozycja bardzo często się zmienia), w rogu pianino, a na parapetach i półeczkach wystawkę prac uczestników warsztatów.
Odbywają się tu różne warsztaty dla dzieci i dorosłych, w programie jest wiele technik rękodzielniczych, jednak od kiedy na stanie Galerii pojawił się piec do ceramiki – wszyscy chcą tylko lepić z gliny. To naprawdę fascynujące i niezwykle wciągające zajęcie.
Aby z kawałka gliny coś powstało, potrzeba sporo pracy, dużo czasu, mnóstwo czekania i niepewności.
Najpierw trzeba uformować to coś z gliny. To prawie jak zabawa plasteliną, ale jednak trochę inna. Wszyscy (a raczej wszystkie, bo na zajęciach jeszcze nie pojawił się żaden pan) zaczynamy od robienia miseczek, bo to podobno najprostsze. Nie mamy na razie koła, więc wszystko po prostu lepimy palcami.
Wałkujemy glinę jak ciasto, potem wycinamy, formujemy, dopieszczamy. Ciekawe faktury uzyskujemy odciskając w mokrej glinie różne dziwne przedmioty. Kiedy uznamy, że już jest wszystko jak należy, zostawiamy nasze dzieło do wyschnięcia. Glina musi dobrze wyschnąć, bo inaczej popęka w piecu i cała praca pójdzie na marne. Na tym etapie glina jest bardzo krucha. Trzeba obchodzić się z nią jak z jajkiem, a właściwie jeszcze ostrożniej. Wyschniętą glinę wypala się w piecu na tzw. biskwit (czyli w trochę niższej temperaturze, tak gdzieś ok. 800oC). Cały ten etap trwa przynajmniej tydzień i to jest pierwsze czekanie.
Gdy dostaniemy do rąk wypalony biskwit, to dopiero zaczyna się szaleństwo. Teraz trzeba to poszkliwić. Szkliwo to po prostu szklany pył rozpuszczony w wodzie, więc najpierw trzeba go dobrze rozmieszać. Potem nakładamy go pędzelkiem na nasze dzieła. Jest to praca trochę „w ciemno”, bo to czym malujemy ma zazwyczaj całkiem inny kolor, jak po wypaleniu. Trzeba uruchomić wyobraźnię na maksa. W dodatku podczas wypału szkliwa potrafią spłynąć w sposób zupełnie nieprzewidywalny, a czasem także reagują ze sobą i z sąsiadami, więc tak naprawdę nigdy do końca nie wiadomo co się wyjmie z pieca. Poszkliwione przedmioty wypala się przez kilka godzin w wyższej temperaturze, dla większości szkliw jest to 1080oC. Później muszą one wystygnąć w zamkniętym piecu, bo przy zbyt szybkim otwarciu mogłyby popękać. A my znowu musimy czekać, w dodatku w niepewności, czy się udało. Bo nie zawsze wszystko udaje się za pierwszym razem. Czasami trzeba poprawić szkliwienie i ponownie wypalić, na szczęście można wypalać wielokrotnie. Jak widać na zdjęciu czasem też coś popęka.
A w trakcie zajęć popijamy herbatkę i pałaszujemy ciasto. Oczywiście podane na ceramicznym talerzu wykonanym na zajęciach.
Jednak wykonujemy nie tylko talerze i miseczki. Tutaj nasza gospodyni testuje planszę do gry w samotnika wykonaną przez jedną z koleżanek.
Niektóre z nas próbują lepić też figurki.
A mnie udało się zrobić taki kubek.
Jak już wspomniałam jesteśmy tam same baby, więc bez biżuterii również nie mogło się obyć. Robimy głównie wisiory, ale i inne elementy też się trafiają. Moje matrioszki wykonane na konkurs kalendarzowy również powstały na warsztatach.
A oto kilka przykładów wykorzystania różnych faktur – wzory na talerzach uzyskałam dzięki odciśnięciu w glinie różnych serwetek:
W tych miseczkach posłużyłam się kawałkiem juty.
Z kolei w tych zawieszkach wykorzystałam koronki.
Doskonale sprawdzają się też różnego rodzaju liście, te dopiero się suszą.
Czasem w Galerii odwiedzają nas też goście. Na przykład taki. 🙂
Możecie mi wierzyć, że takie papranie się w glinie to doskonała zabawa, która sprawia, że pomimo tego, co próbuje wmawiać nam kalendarz, wszyscy nadal jesteśmy trochę dziećmi. Więc jeśli tylko macie taką możliwość to zachęcam Was do spróbowania zabawy z ceramiką, na pewno nie będziecie żałować.
serdecznie pozdrwiam
Agata Szybalska
Z kociołka czarownicy
P.S.
Jeśli uważasz, że w konkursie Polecam RoyaLOVE powinna zwyciężyć Agata Szybalska, znajdź w bocznej szpalcie na jej blogu kod rabatowy do royal-stone.pl i dokonaj zakupów z rabatem 12%. Każde zakupy to jeden głos oddany na uczestniczkę zabawy. Zapraszamy!
Leave A Comment