Wrzesień 2015 – na karcie Kalendarza Royal-Stone 2015 znalazła swoje miejsce zwycięska praca Huberta Kowalskiego wykonana do inspiracji “Wąż”.
W ramach cyklu prezentującego laureatów ubiegłorocznej edycji naszego konkursu zabieramy Was do siedliska twórczości znajdującego się u stóp Łysej Góry. Hubertowi i Ani udało się tam stworzyć wyjątkowe miejsce promieniujące magią miłości i wspólnego rękodzieła. Oddajemy teraz głos naszym bohaterom (zdradzimy na wstępie, że na końcu jest pyszna niespodzianka).
Mianem wstępu
Jesteśmy małżeństwem i mieszkamy w woj. Świętokrzyskim, w niewielkim miasteczku u stóp Łysej Góry. Nazwa pracowni:„Sowiarnia” powstała dość spontanicznie w momencie, kiedy po prostu trzeba było wymyślić jakąś nazwę (było to pierwsze skojarzenie i tak już zostało). Nie ma tu żadnej większej filozofii, po prostu bardzo lubimy te piękne ptaki i często wplatamy sowie motywy do naszych prac (a po cichu marzymy również o własnym pierzastym stworzonku w nieokreślonej przyszłości)
Współlokatorzy
Na co dzień towarzyszy nam pokaźna kocia gromadka w ilości sztuk 10, z czego tylko kilka jest – jakby to powiedzieć – “planowanych”. Pozostałe zostały zabrane z ulicy: porzucone, po rozmaitych przejściach i wypadkach, skrzywdzone przez człowieka (niestety)… a ponieważ serca mamy “miętkie”, więc rozrósł nam się domowy inwentarz. Na zdjęciu poniżej pełnoprawni członkowie naszej rodziny.
Sowiarnia – twórczość Huberta i Ani
Opisanie wszystkiego czym się zajmujemy zawsze przysparza nam sporo trudności, bo chyba krócej zajęłoby wymienienie czego nie robimy. Nie potrafimy usiedzieć w miejscu, ciągle eksperymentujemy i próbujemy swoich sił w różnych technikach. Nie szukamy tej jedynej, dominującej (ma to swoje plusy, ale minusy również – w końcu ciężko jest ciągnąć kilka srok za ogon). Wykształcenie ma się nijak do naszych pasji, więc brak warsztatu i odpowiedniego doświadczenia staramy się rekompensować najczęściej dobrym humorem, ciekawym pomysłem, jakąś cząstką siebie i… tworzeniem metodą “na czuja”.
Hubert: Krabik to pierwsza próba zmierzenia się z wire wrappingiem, w końcu od czegoś trzeba zacząć, niekoniecznie na poważnie. Oprócz tego, że jest „osobną formą wolnostojącą”, pod brzuchem ma zamontowany zaczep do broszki, więc w tej roli też się sprawdzi.
W Krainie Czarów
Hubert: Wisior “Wonderland” (inspirowany Krainą Czarów, jak sama nazwa wskazuje) to druciana próba numer dwa, dlatego nieco chaotyczna 🙂 Proces powstawania można streścić jako “I have no idea what I’m doing”, czego idealnym przykładem może być fakt, że był polerowany… wiertarką udarową. Moją największą „dumą” są natomiast malutkie grzybki: wykonane z drewna, malowane, cieniowane, złocone i lakierowane na błysk.
Hubert: Dwa miesiące po zrobieniu wisiora zostałem zmuszony (to znaczy: poproszony :)) wykonać kolczyki do kompletu. Tym razem na szczęście obyło się bez większych problemów technicznych – wiertarkę zastąpiła miniszlifierka.
Komplet zamyka bransoletka, która powstała rok później. W tym przypadku wszystko szło pięknie, gładko i zgodnie z planem, bo jakieś doświadczenie już jednak było.
Anioły Ani
Ania: Pierwsze anioły ze starych desek powstały w ramach prezentów dla rodziny, ale robienie ich zaczęło mi sprawiać mnóstwo frajdy, więc raz na jakiś czas z pracowni wyfruwają kolejne egzemplarze. Zawsze staram się zostawiać widoczne ślady po kornikach czy naturalne pęknięcia i nie ukrywam “niedoskonałości” drewna, bo dla mnie są to akurat zalety, które dodają pracy charakteru. Stare deski są piękne same w sobie z tą niesamowitą patyną czasu.
Ania: Czasem deski niejako same decydują o swoim przeznaczeniu i tak właśnie było w przypadku tego wisiora. Wspomniana deska, mocno już podniszczona, popękana i nieregularna, od razu zafascynowała mnie swoim niezwykłym kształtem i fakturą – jej boczny fragment przypominał układ piór jak na skrzydle. Sprawę przesądziła jednak dziura po sęku, która stała się „twarzą” anioła (o ile w ogóle można tak powiedzieć, bo właściwie nie ma on twarzy). Żeby „wydobyć” anioła z deski, trzeba było wykonać zaledwie kilka niewielkich cięć i pobielić skrzydło, reszta drewna pozostała jak w oryginale, bez żadnej ludzkiej ingerencji.
Udział Huberta w konkursach Royal-Stone
Hubert: Wąż powstał specjalnie na konkurs Royal Stone. To był bodziec do tego, aby z przygodą z techniką viking knit pójść o krok dalej. Wymęczył mnie doszczętnie, były chwile zwątpienia, ale koniec końców opłaciło się. Na zdjęciach może wyglądać na spory egzemplarz, ale mierzy sobie zaledwie 4,5 x 3,5 cm.
Wisior przedstawiający akwarium to kolejna praca na konkurs Royal Stone (inspiracja: “Ryba”). Pierwsze w życiu koślawe lutowanie, skutkujące spędzeniem długich godzin na ratowaniu całości, żeby to wszystko jakoś wyglądało. Rybka z rodziny wargaczowatych (Anampses meleagrides) wycięta z drewna, cała reszta z miedzi i mosiądzu oraz śladowych ilości jadeitu i koralików Toho.
“Zebra” to kolejna praca na konkurs Royal Stone (inspiracja “Zebra” oczywiście) i pierwsza próba wytrawiania. Grafikę zebry stworzyłem w programie graficznym. Założenie było takie, że miała być dosyć symboliczna, prosta, przypominająca bardziej projekt tatuażu, niż żywe stworzenie.
Inne RękoDzieła Pracowni
Hubert: Miedziana róża z kroplą kamienia księżycowego powstała w ramach relaksu, odprężenia się po zmaganiu się z pracą na konkurs Royal-Stone (tzn. z wisiorem do inspiracji “Ryby”) i z potrzeby zrobienia czegoś prostego, zwyczajnie dla czystej przyjemności 🙂
Bransoletka viking knit z różą stanowi dopełnienie wisiora ze zdjęcia powyżej. Ciekawostką może być zapięcie, ukryte pod główką kwiatu (po jego rozpięciu mamy osobno główkę i osobno łodygę).
Ania: Niektóre prace powstają cyklicznie, pomijając już bożonarodzeniowe ozdoby czy pisanki na Wielkanoc. Tak właśnie jest w przypadku ozdób z lnianych sznurków w połączeniu z sieczką, czy drewnianymi koralami, które są na tapecie wyłącznie latem gdy pogoda sprzyja ich tworzeniu (i noszeniu).
Ania: Innym przykładem “cykliczności” mogą być prace inspirowane porami roku, jak choćby jesienny zegar: zbity ze starych desek, z motywem kolorowych liści i prawdziwymi kasztanami, które wyznaczają godziny (początkowo miało ich być 12, ale efekt był zbyt przytłaczający, więc zostały tylko cztery podstawowe).
Małżeńska kooperacja
Ania: Rok temu do kręgu zainteresowań dołączyły drobne koraliki – próbuję swoich sił w beadingu. Miesiąc temu powstała pierwsza praca w hafcie koralikowym, która może być idealnym przykładem naszej małżeńskiej kooperacji w proporcjach 50/50 – Hubert wykonał kaboszon z kredek, który później oprawiłam w koraliki 🙂
A na koniec … smakowita niespodzianka
Oprócz rękodzieła mamy też kilka innych pasji, a niektóre z nich staramy się raz na jakiś czas przemycać na bloga: są wątki fotograficzne, podróżnicze, a ostatnio również coraz więcej postów kulinarnych (gotowanie i odkrywanie nowych smaków okazało się być niezwykle wciągające!) 🙂
Można nas znaleźć m.in. na Facebooku, Pintereście, trochę więcej “prywaty” pojawia się na Instagramie, a przede wszystkim zapraszamy do odwiedzenia bloga – zawsze jest to dla nas miłe wyróżnienie. Nie przerażajcie się tylko, że tam jest taki misz-masz, dosłownie pomieszanie z poplątaniem, ale tacy już po prostu jesteśmy 🙂 Nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie, możemy tylko dodać, że… w przyszłości będzie tego jeszcze więcej 🙂
Więcej informacji i innych wspaniałych Dzieł Pracowni znajdziecie na: blog Sowiarni , fanpage na facebooku.
[…] z zeszłoroczną wygraną mojego Małża w konkursie) i na blogu sklepu Royal Stone ukazał się artykuł o nas, naszych pasjach i niektórych pracach – jeśli macie kilka dodatkowych minut w zapasie, to […]
Fajnie jest razem tworzyć, zamiast (razem) ślęczeć przed TV. Szczery podziw i … trochę zazdrość? 🙂
Niesamowita historia pasji dwóch osób. Do pozazdroszczenia!
Wspaniali ludzie i ich cudowny świat 🙂 Gratuluję z całego serca!